"Są dwie tragedie w życiu. Jedna to stracić coś, co się kocha.
Druga to odzyskać coś, co się kocha."
- George Bernard Shaw
~*~
- Amber! Amber, obudź się albo nie będę ręczyć za siebie!
Wrzask Yunny momentalnie wyrwał mnie ze snu. Z mojego pyska wyciekło ciche syknięcie. Zaskoczona, spadłam z kamiennej półki. Chociaż jest zimna jak diabli, dzięki niej mam gdzie spać.
- Dlaczego znowu pałętasz się po takich nieprzyjemnych pomieszczeniach? Nikt tutaj nigdy nie zagląda i Ty dobrze o tym wiesz.
Jak zwykle milczałam. Nienawidzę towarzystwa tej upierdliwej kretynki. Zawsze patrzy na mnie z wyższością. Wymądrza się jakby pozjadała wszystkie rozumy. Ona nawet nie doznała w swoim życiu jakiegokolwiek cierpienie. Co ona niby wie? Chrząknęłam.
- Oj weź już się zamknij! - warknęłam, piorunując ją wzrokiem przepełnionym czystą nienawiścią. Moje futro było całe w kurzu. Ten fakt bardzo mnie ucieszył, gdyż przynajmniej nie muszę widzieć tych paskudnych, białych jak śnieg plamek. Doprowadzają mnie one do szewskiej pasji. Jest to dowód na to, że jestem śmiertelnie chora. Nie ma dla mnie żadnego ratunku. Umrę, przeklinając ten świat. Oczywiście zamierzam pociągnąć za sobą kilka zwłok. Z resztą dobre imię mojego rodu, już dawno zostało okryte hańbą.
- A Ty znowu swoje prawda? Znając Ciebie, dalej myślisz tylko o zemście. - Wzdychnęła. Lekko uderzyła się w czoło, pozostawiając po nim drobny ślad. Pewnie kiedyś doprowadziłoby mnie to do histerycznego śmiechu. Wyglądała komicznie. Bez słowa podniosłam się. Poczułam drobny ból przeszywający klatkę piersiową. Choroba daje o sobie znać. Starałam się z całych sił utrzymać kamienną twarz.
- W sumie po co poruszam ten temat? I tak nic mi nie powiesz. Nieważne. Sita* podjął decyzję. Przydzielono naszej dwójce kolejne zlecenie. Żadnego mordowania niewinnych! Czy wyraziłam się jasno? - wykrzyknęła, bacznie wpatrując się w moje zielone ślepia.
Niemal niezauważalnie skinęłam głową. Co innego mogę zrobić? Tylko w ten sposób da mi spokój. Przynajmniej na jakiś czas.
- Bądź gotowa o zmierzchu. Pamiętaj, że punktualność to podstawa. - powiedziała Yunna. Powolnym krokiem zaczęła się oddalać. Po kilku chwilach zauważyć można było tylko jej cień. Potem nie było już nic.
~*~
Podróż nie trwała specjalnie długo. Wszelkie "misje" jakie otrzymujemy są potwornie monotonne. Przechwycić zdrajcę. Rzecz jasna nie wolno go zamordować. Przedtem, należy umiejętnie wydusić z niego istotne informację. Ten proces jest przezabawny. Można robić cokolwiek tylko dusza zapragnie. Tortury. Jak to cudownie brzmi! Widzieć cierpienie wyryte na spoconej i spuchniętej twarzy przesłuchiwanego. Krew wyciekająca z jego ran. (Część z nich jest zainfekowana)
Ja, Amber nie mam prawa uczestniczyć w tym rytuale. Nie jestem aż tak wtajemniczona. Nie ufają mi. Vice versa. Skoro i tak niedługo mam umrzeć, to po cholerę się ograniczam? Tylko z jednego powodu. Żeby na koniec zebrać żniwo swojej pracy.
Z moich myśli wyrwała mnie ciekawość. Miejsce, w którym się znalazłyśmy jest fenomenalne. Puszysta mgła wyglądała na ociężałą. Cały horyzont został nią przykryty niczym miękką kołdrą. Sucha ziemia o dziwo miała szpiczasty kształt. Ziarnka piasku ocierały się o powierzchnię. Kompletne odludzie. Momentalnie odczułam nostalgię. Ku mojej irytacji krajobraz był lustrzanym odbiciem odzwierciedlającym tragedię jaka spotkała stado Mwezi'ego. Odruchowo warknęłam. Czemu to fatum musi ciągle mnie prześladować? Tym razem się nie dam. Będę się trzymać swoich reguł oraz postanowień. Złamię te nic nieznaczące zasady.
- Ej, spójrz! To ta lwica! Szybko poszło, nie Amber? Na dodatek już została zraniona. Ale mamy szczęście! Nie trzeba będzie maczać sobie łap w tej obleśnej krwistej substancji. - wskazała brunatną łapą nasz cel. Uśmiechnęła się szeroko w moim kierunku. Przynajmniej nie była fałszywa.
- Jak zwykle, Ty i ja musimy tylko posprzątać po robocie. - prychnęłam.
Kiedy szybkim i zdecydowanym krokiem podeszłam do samicy o jasnym odcieniu futra, ta wzdrygnęła się lekko. W jej lodowato niebieskich oczach mogłam ujrzeć czysty strach. Po policzkach pokrytych odchodami spływały gorące łzy. Była przerażona. Próbowała podnieść swoje cielsko. Hah. Daremnie. Przy takiej okropnej ranie. niewielu jest w stanie utrzymać się na nogach. Dziw bierze, że jeszcze dycha. Jeszcze.
Ja, Amber nie mam prawa uczestniczyć w tym rytuale. Nie jestem aż tak wtajemniczona. Nie ufają mi. Vice versa. Skoro i tak niedługo mam umrzeć, to po cholerę się ograniczam? Tylko z jednego powodu. Żeby na koniec zebrać żniwo swojej pracy.
Z moich myśli wyrwała mnie ciekawość. Miejsce, w którym się znalazłyśmy jest fenomenalne. Puszysta mgła wyglądała na ociężałą. Cały horyzont został nią przykryty niczym miękką kołdrą. Sucha ziemia o dziwo miała szpiczasty kształt. Ziarnka piasku ocierały się o powierzchnię. Kompletne odludzie. Momentalnie odczułam nostalgię. Ku mojej irytacji krajobraz był lustrzanym odbiciem odzwierciedlającym tragedię jaka spotkała stado Mwezi'ego. Odruchowo warknęłam. Czemu to fatum musi ciągle mnie prześladować? Tym razem się nie dam. Będę się trzymać swoich reguł oraz postanowień. Złamię te nic nieznaczące zasady.
- Ej, spójrz! To ta lwica! Szybko poszło, nie Amber? Na dodatek już została zraniona. Ale mamy szczęście! Nie trzeba będzie maczać sobie łap w tej obleśnej krwistej substancji. - wskazała brunatną łapą nasz cel. Uśmiechnęła się szeroko w moim kierunku. Przynajmniej nie była fałszywa.
- Jak zwykle, Ty i ja musimy tylko posprzątać po robocie. - prychnęłam.
Kiedy szybkim i zdecydowanym krokiem podeszłam do samicy o jasnym odcieniu futra, ta wzdrygnęła się lekko. W jej lodowato niebieskich oczach mogłam ujrzeć czysty strach. Po policzkach pokrytych odchodami spływały gorące łzy. Była przerażona. Próbowała podnieść swoje cielsko. Hah. Daremnie. Przy takiej okropnej ranie. niewielu jest w stanie utrzymać się na nogach. Dziw bierze, że jeszcze dycha. Jeszcze.
- Odpuść sobie. Nie uciekniesz. Taki już jest los, tych co zdradzają - zarechotałam głosem przepełnionym jadem.
- Błagam, nie zabierajcie mnie tam! Musiałam to zrobić, inaczej mój synek... - wychrypiała, kaszląc krwią.
- Cisza śmieciu! Aż mnie skręca w środku, aby zakończyć Twoje marne życie! - wysunęłam swoje czarne jak sadza pazury. Ostrzenie popłacało.
- Amber, zamilcz! Nie dręcz jej! - krzyknęła Yunna.
Przewróciłam oczami. Zawsze musi się wtrącać w nieswoje sprawy, ale tym razem na to nie pozwolę. Teraz, albo nigdy!
Niespodziewanie przyśpieszyłam. Momentalnie znalazłam się u stóp mojej ofiary. Uśmiechnęłam się szyderczo. Nim Yunna zdążyła zareagować, moje kły przebiły tętnice samicy.
" Słabi są pokarmem, a potężni przetrwają. "
_____________
Najmocniej przepraszam za to, że musieliście tak długo czekać na kolejny rozdział. Trochę zmieniłam plany. Na początku chciałam przedstawić całą przeszłość Amber, ale znajdzie się lepsze okazja. Trochę to namącone, ale w przyszłych rozdziałach zamierzam wszystko wyjaśnić. Opinie jak zwykle są mile widziane. Postanowiłam także zmienić trochę wystrój bloga. Oczywiście nic nie jest zatwierdzone. Jeśli macie jakieś pozycję, to chętnie Was wysłucham.
I tak na marginesie -> Czy tylko ja jestem zawiedziona po obejrzeniu filmu " The Lion Guard " ?
Aniva
* Sita - Tak mówią do ówczesnego założyciela tej organizacji