niedziela, 6 grudnia 2015

I. "Serce zimniejsze niż lód"

"Są dwie tragedie w życiu. Jedna to stracić coś, co się kocha.
Druga to odzyskać coś, co się kocha."
- George Bernard Shaw

~*~
        - Amber! Amber, obudź się albo nie będę ręczyć za siebie! 
Wrzask Yunny momentalnie wyrwał mnie ze snu. Z mojego pyska wyciekło ciche syknięcie. Zaskoczona, spadłam z kamiennej półki. Chociaż jest zimna jak diabli, dzięki niej mam gdzie spać. 
     - Dlaczego znowu pałętasz się po takich nieprzyjemnych pomieszczeniach? Nikt tutaj nigdy nie zagląda i Ty dobrze o tym wiesz. 
Jak zwykle milczałam. Nienawidzę towarzystwa tej upierdliwej kretynki. Zawsze patrzy na mnie z wyższością. Wymądrza się jakby pozjadała wszystkie rozumy. Ona nawet nie doznała w swoim życiu jakiegokolwiek cierpienie. Co ona niby wie? Chrząknęłam.
- Oj weź już się zamknij! - warknęłam, piorunując ją wzrokiem przepełnionym czystą nienawiścią. Moje futro było całe w kurzu. Ten fakt bardzo mnie ucieszył, gdyż przynajmniej nie muszę widzieć tych paskudnych, białych jak śnieg  plamek. Doprowadzają mnie one do szewskiej pasji. Jest to dowód na to, że jestem śmiertelnie chora. Nie ma dla mnie żadnego ratunku. Umrę, przeklinając ten świat. Oczywiście zamierzam pociągnąć za sobą kilka zwłok. Z resztą dobre imię mojego rodu, już dawno zostało okryte hańbą.  
- A Ty znowu swoje prawda? Znając Ciebie, dalej myślisz tylko o zemście. - Wzdychnęła. Lekko uderzyła się w czoło, pozostawiając po nim drobny ślad. Pewnie kiedyś doprowadziłoby mnie to do histerycznego śmiechu. Wyglądała komicznie. Bez słowa podniosłam się. Poczułam drobny ból przeszywający klatkę piersiową. Choroba daje o sobie znać. Starałam się z całych sił utrzymać kamienną twarz. 
- W sumie po co poruszam ten temat? I tak nic mi nie powiesz. Nieważne. Sita* podjął decyzję. Przydzielono naszej dwójce kolejne zlecenie. Żadnego mordowania niewinnych! Czy wyraziłam się jasno? - wykrzyknęła, bacznie wpatrując się w moje zielone ślepia.
Niemal niezauważalnie skinęłam głową. Co innego mogę zrobić? Tylko w ten sposób da mi spokój. Przynajmniej na jakiś czas.
- Bądź gotowa o zmierzchu. Pamiętaj, że punktualność to podstawa. - powiedziała Yunna. Powolnym krokiem zaczęła się oddalać. Po kilku chwilach zauważyć można było tylko jej cień. Potem nie było już nic.

~*~
Podróż nie trwała specjalnie długo. Wszelkie "misje" jakie otrzymujemy są potwornie monotonne. Przechwycić zdrajcę. Rzecz jasna nie wolno go zamordować. Przedtem, należy umiejętnie wydusić z niego istotne informację. Ten proces jest przezabawny. Można robić cokolwiek tylko dusza zapragnie. Tortury. Jak to cudownie brzmi! Widzieć cierpienie wyryte na spoconej i spuchniętej twarzy przesłuchiwanego. Krew wyciekająca z jego ran. (Część z nich jest zainfekowana)
Ja, Amber nie mam prawa uczestniczyć w tym rytuale. Nie jestem aż tak wtajemniczona. Nie ufają mi. Vice versa. Skoro i tak niedługo mam umrzeć, to po cholerę się ograniczam? Tylko z jednego powodu. Żeby na koniec zebrać żniwo swojej pracy.
Z moich myśli wyrwała mnie ciekawość. Miejsce, w którym się znalazłyśmy jest fenomenalne. Puszysta mgła wyglądała na ociężałą. Cały horyzont został nią przykryty niczym miękką kołdrą. Sucha ziemia o dziwo miała szpiczasty kształt. Ziarnka piasku ocierały się o powierzchnię. Kompletne odludzie. Momentalnie odczułam nostalgię.  Ku mojej irytacji krajobraz był lustrzanym odbiciem  odzwierciedlającym tragedię jaka spotkała stado Mwezi'ego. Odruchowo warknęłam. Czemu to fatum musi ciągle mnie prześladować? Tym razem się nie dam. Będę się trzymać swoich reguł oraz postanowień. Złamię te nic nieznaczące zasady.
- Ej, spójrz! To ta lwica! Szybko poszło, nie Amber? Na dodatek już została zraniona. Ale mamy szczęście! Nie trzeba będzie maczać sobie łap w tej obleśnej krwistej substancji. - wskazała brunatną łapą nasz cel. Uśmiechnęła się szeroko  w moim kierunku. Przynajmniej nie była fałszywa.
- Jak zwykle, Ty i ja musimy tylko posprzątać po robocie. - prychnęłam.
Kiedy szybkim i zdecydowanym krokiem podeszłam do samicy o jasnym odcieniu futra, ta wzdrygnęła się lekko. W jej lodowato niebieskich oczach mogłam ujrzeć czysty strach. Po policzkach pokrytych odchodami spływały gorące łzy. Była przerażona. Próbowała podnieść swoje cielsko. Hah. Daremnie. Przy takiej okropnej ranie. niewielu jest w stanie utrzymać się na nogach. Dziw bierze, że jeszcze dycha. Jeszcze.
- Odpuść sobie. Nie uciekniesz. Taki już jest los, tych co zdradzają - zarechotałam głosem przepełnionym jadem.
- Błagam, nie zabierajcie mnie tam! Musiałam to zrobić, inaczej mój synek... - wychrypiała, kaszląc krwią. 
- Cisza śmieciu! Aż mnie skręca w środku, aby zakończyć Twoje marne życie! - wysunęłam swoje czarne jak sadza pazury. Ostrzenie popłacało.
- Amber, zamilcz! Nie dręcz jej! - krzyknęła Yunna.
Przewróciłam oczami. Zawsze musi się wtrącać w nieswoje sprawy, ale tym razem na to nie pozwolę. Teraz, albo nigdy!
Niespodziewanie przyśpieszyłam. Momentalnie znalazłam się u stóp mojej ofiary. Uśmiechnęłam się szyderczo. Nim Yunna zdążyła zareagować, moje kły przebiły tętnice samicy. 
" Słabi są pokarmem, a potężni przetrwają. " 

_____________
Najmocniej przepraszam za to, że musieliście tak długo czekać na kolejny rozdział. Trochę zmieniłam plany. Na początku chciałam przedstawić całą przeszłość Amber, ale znajdzie się lepsze okazja. Trochę to namącone, ale w przyszłych rozdziałach zamierzam wszystko wyjaśnić. Opinie jak zwykle są mile widziane. Postanowiłam także zmienić trochę wystrój bloga. Oczywiście nic nie jest zatwierdzone. Jeśli macie jakieś pozycję, to chętnie Was wysłucham.
I tak na marginesie -> Czy tylko ja jestem zawiedziona po obejrzeniu filmu " The Lion Guard " ?
Aniva

* Sita - Tak mówią do ówczesnego założyciela tej organizacji 

niedziela, 29 marca 2015

Prolog - "Amber."

Czas mija nieubłaganie. Pochłania Cię mrok, pozostawiając w Twoim sercu jedynie nienawiść. Gdy zapragniesz wyrwać się z błędnego koła, nie potrafisz. Światełko nadziei, które codzienne widziałeś, zniknęło. Jesteś w klatce bez wyjścia, zwanej życiem.

~*~
Wiatr poruszył bezwładnym piaskiem po całej ziemi. Drobne ziarenka odwiecznie zwiedzają ten świat. Pozbawione woli oraz rozsądnego myślenia są zdane na bezlitosny los. Na tym pustkowiu oświetlonym przez promienie słońca znajduje się wszystko co zostało zapomniane. Nikt nawet nie zdaje sobie z tego sprawy, że kiedyś to miejsce tętniło życiem.  Czasami można ujrzeć tutaj drobne plamki o krwistej barwie. Cichy, niepozorny wietrzyk niespodziewanie nabrał szybszego tempa.  Rozpętała się kolejna burza piaskowa. Jej celem jest zamazanie wszelkich śladów. Niepozornie na kamieniu leży lśniący klejnot. Klejnot zwany bursztynem. Pojemnikiem rozpaczy i nienawiści. Czy ponownie te emocje zostaną tutaj rozwiane? Czyżby życie zostało doszczętnie zniszczone? Kto wygrał tą walkę o przetrwanie?
Natomiast na kruchym drewnie widnieją napisy. Litery te mają być przestrogą dla kolejnego kwiatu życia. Pustynia owiana nie tylko ruinami, ale także i tajemnicami. Aby dowiedzieć się co tutaj się wydarzyło należy cofnąć się kilka miesięcy temu wstecz. Masz w sobie tyle odwagi aby za mną podążyć?

[Zmiana narracji]
Urodziłam się nocną porą. Zaraz! Co Wam da informacja kiedy się narodziłam, jeśli nie wiecie absolutnie nic co tutaj zaszło? Sama nie znam pełnej historii początku mojego stada. Słowa przekazywane z pokolenia na pokolenia stawały się coraz to bardziej poplątane. Z opowieści mojej mamy początek wyglądał następująco.
Lew o imieniu Mwezi*, potomek legendarnych władców Vitani oraz Kopy nie zgadzał się z wieloma zasadami panującymi na jego rodzinnej ziemi. Często kłócił się z rodzicami. Nigdy nie przyznawał nikomu racji prócz sobie co skutkowało skazaniem samego siebie na wygnanie. Z tego co mi matka mówiła był genialnym manipulatorem oraz intrygantem. Upozorował swoją śmierć, pozostawiając rodzicom jedynie smutek. Podobno czasami chwytało go za ten czyn serce, ale nigdy specjalnie nie winił się za to. Nie posiadał głębokich więzi z rodziną.
Zapewne chcecie wiedzieć jak on wyglądał? Masywny, dobrze zbudowany samiec o złotym futrze. Niebiesko lodowate ślepia stanowiły idealny kontrast krwistej barwy jego grzywy.
Mwezi postanowił założyć nasze stado na zupełnym pustkowiu. Zanim tam dotarł, zamordował dorosłą antylopę, umieszczając sobie jej czaszkę na czubku głowy. Przez ten atrybut wiele przedstawicieli naszego gatunku się go bało.   
Rządy za panowanie Mwezi'ego nie należały do najsympatyczniejszych. Często kierował się własnym dobrem, zamiast interesami oraz harmonią, która miała zaistnieć w tej krainie.  Miał ogromną słabość do złotawych kamyczków zwanych bursztynami. Ponoć to właśnie one doprowadziły Mwezi'ego do grobu.  Niestety są to tylko nasze skromne domysły. Prawda jest taka, że nikt nie ma bladego pojęcia w jaki sposób umarł. Nie znaleźliśmy  po nim zwłok albo chociaż cząstki należącej do ciała.
Tak czy siak tak to mniej więcej wygląda. Nasze stado posiadało wiele sekretów. Tak nie wydaje się Wam. Powiedziałam to w czasie przeszłym. To trochę bardziej skomplikowane. Zanim przyszłam na ten beznadziejny świat, kłopoty pojawiły się kilka dni od zniknięcia założyciela stada.
Na futrze dorosłego osobnika bądź lwiątka pojawiały się białe skrzepy. Z upływem czasu pokazywało się ich coraz więcej i więcej. Zarażony znajdował się między dwoma światami. Jedną łapą na tamtym , a drugą na tym. W końcu choroba zebrała swoje żniwo zabijając ponad 3/4 lwów bądź lwic. 
Jedyne co nam pozostało to nienawiść oraz rozpacz, która pogłębiała się coraz bardziej.
Jak się pewnie domyślacie ja nie należałam do wybrańców. 
Teraz na spokojnie powinniście zrozumieć co oznaczały moje narodziny.
Nie pamiętam dokładnie dnia w którym się urodziłam. Nigdy nie dowiedziałam się co to jest ojcowska miłość, gdyż tata  został zamordowany.  Ja oraz mój brat zostaliśmy zarażeni podczas porodu. Zainfekowana krew matki płynąca w naszych żyła miała powoli wyniszczać organizm od środka. Moje życie miało zakończyć się o wiele szybciej niż dorosłej lwicy. 
Amber*. Tak mnie zwą. Sama nie potrafię zrozumieć dlaczego akurat tak. Cóż mniejsza z tym. Nie dbam o takie nieistotne szczegóły.
Moyo*. Imię bordowego lewka z oczami o morskiej barwie. Jak już możecie wyciągnąć wnioski, nie jestem jedynaczką.
Moje życie czyli lwiątka o krwistej sierści i zielonych ślepiach początkowo układało się bardzo dobrze. Posiadałam wszystko to co chciałam. Nie miałam pojęcia o tym, że jestem śmiertelnie chora. Jednak wszystko się zmieniło tego jednego dnia.
Dnia przemieniającego wszystko w istny koszmar. Wszystko momentalnie straciło sens oraz kolorowe barwy. Zostało tylko jedno. Ponura rzeczywistość pozbawiona szczęścia. Wraz z nadejściem tej chwili powstało dla mnie nowe motto: "Słabeusz nie może wybrać w jaki sposób umrze."

Amber* - bursztyn
Moyo* - serce
Mwezi* - księżyc
                                                                    _________
W sumie to w tym prologu nie wiele wyjaśniłam. Troszkę namąciłam tutaj, ale mam nadzieje, że mi wybaczycie. Postaram napisać się pierwszy rozdział jak najszybciej. Następny post nie powinien być tak nudny. Z czasem pojawią się zakładki. Cały czas staram się "rozruszać" moją mózgownicę, ale nie idzie to najlepiej
Tak więc czekam na Wasze opinie.
Aniva D. Written

sobota, 29 listopada 2014

Powitanie + wyjaśnienia.

Witam wszystkich co z ciekawości zajrzeli na tego bloga. Będzie on opowiadał o lwicy imieniem Amber. Tutaj każde słowo,nawet imię będzie miało głębsze znaczenie. Albowiem na pewnej ziemi,lwy są śmiertelnie chore. Dlaczego tak się dzieję? Jaki będzie tego skutek? Kto to zapoczątkował?
Odpowiedzi na pewno znajdziecie tutaj.
Teraz drobne wyjaśnienie czym jest zwana przez innych ta oto choroba,albo "biała klątwa"?
Na ciele dorosłego osobnika lub dziecka pojawiają się blade plamki. W młodym wieku czasami one znikają,ale nie na zawsze. Jeśli lew będzie całkowicie biały,umrze. Przez to co kolejne pokolenie miało krótsze życie,aż w końcu wymarło. Nie istnieje żadne lekarstwo na tego typu dolegliwość.
                                ~*~
Napisałabym więcej,ale w końcu nie byłoby zabawy co nie? W tym blogu mam zamiar wprowadzić kilka tajemnic,które...A z resztą to powinnam być cicho. Moja niewyparzona gęba mogłaby wszystko zdradzić(facepalm).
No nic.
Prolog powinien się niebawem pojawić.
Do napisania! :)
Aniva D. Written